Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Sawyer Ainsworth

Go down

Sawyer Ainsworth Empty Sawyer Ainsworth

Pisanie by Sawyer Ainsworth Czw 4 Lut - 21:08

1. Imię/imiona: Sawyer Logan
2. Nazwisko: Ainsworth
3. Data urodzenia: 1 kwietnia 1964r.

4. Opis charakteru:Nie taki diabeł straszny, jakim go malują. Słysząc niektóre opinie krążące o mnie w szkole, z największą chęcią wypisałbym sobie tą właśnie sentencję na czole. Co mówią? Że jestem samotnikiem unikającym ludzkiego towarzystwa, niegrzecznym chłopcem o sarkastycznym uśmiechu, zuchwałym i aroganckim sk**wielem, do którego panie kleją się jak muchy do lepu, nie skłonnym do żadnych głębszych uczuć cynikiem. Nie zaprzeczam, dlatego też zdanie innych uczniów na mój temat jest jakie jest – mnie i tak to nie obchodzi.
Pozwólcie, że sprostuję: owszem, lubię samotność ale nie stronię od ludzi. Mam kilku zaufanych przyjaciół, tłumów nie potrzebuję. Moja zadziorność to jedynie kwestia wyglądu i upodobania do skórzanych kurtek oraz raczej introwertycznego charakteru, a plotki o tym, że zaliczam wszystkie panienki po kolei są wyssane z palca. Nie szukam ani miłości, ani przypadkowego seksu- nie bawi mnie to, po prostu. Ale jak na to nie spojrzeć – człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce, a kiedy niektóre, całkiem ładnie, dziewczęta usilnie starają się znaleźć drogę do mojego łóżka, to kim ja jestem, żeby im zabraniać? Przecież nie mogę ich wszystkich odrzucać, musiałbym robić tylko to.
Nie cechuje mnie ani egotyzm ani egoizm, chociaż nie jestem również jakimś podrzędnym altruistą odbierającym sobie jedzenie z ust by nakarmić głodującym. Pomagam, owszem – ale nie więcej, niż potrzeba i nie więcej, niż mogłoby mnie wpędzić w kłopoty, bo ich nie lubię. Wybaczcie, ale mam w życiu ciekawsze rzeczy do roboty, niż odklepywanie godzinek na szlabanach. Zdarza mi się bywać hipokrytą i choć doskonale zdaję sobie z tego sprawę, nie zamierzam podejmować żadnych działań, aby to zmienić. Tak mi dobrze, i tyle.
Co lubię? Przede wszystkim rysować; zazwyczaj nie rozstaję się ze swoim szkicownikiem i wydaję fortunę na papier, ołówki i sztyfty grafitowe. Czy jestem w tym dobry, czy też nie, nie mnie to osądzać, choć dostałem już kilka pozytywnych opinii o moich pracach, bynajmniej nie z ust matki i pozostałej części rodziny, czy przyjaciół. Zdanie najbliższych jakoś nigdy się dla mnie nie liczyło, wolę polegać na mało subiektywnych obcych, którzy potrafią obdarzyć człowieka bardzo konstruktywną krytyką, a jak wiadomo – tylko ona uczy. Po za rysowaniem, lubię jeszcze współzawodniczyć i wcale nie mówię tu o podrzędnych potyczkach słownych, czy bezcelowych bójkach – i w te i w te nawet się nie wdaję. Klasyczna, sportowa rywalizacja, tylko to się liczy. Nieważne, czy Qudditch, czy mugolska koszykówka – chodzi tylko o wygraną. I na tym kończyły by się rzeczy, które lubię.
Planów na przyszłość nie posiadam, nie wybiegam myślami aż tak daleko wprzód. Wychodzę z założenia, że i tak nie dożyję trzydziestki, bo strzelę sobie w łeb, więc niby dlaczego miałbym marnować cenny czas na teoretyczne rozważania? Chciałbym profesjonalnie zajmować się grafiką, najlepiej pracować dla jakiegoś poczytnego pisemka, ale od tego, co chcę a tego co dostanę istnieje spory rozziew, a ja marzyć nie potrafię. Cholerny realista ze mnie. Chociaż, może gdybym zakręcił się koło Skeeter… nie, to uwłaczałoby mojej godności, wróćmy do tematu.
Nie lubię ludzi, ludzie nie lubią mnie i tym samym wychodzimy na prostą. Nie znam dobrze sam siebie, więc nie oczekujcie, że wam się to uda.
Amen.

5. Opis wyglądu: Teoretycznie, jestem całkiem przeciętny, niewyróżniający się z tłumu i nie rzucający się w oczy. Jak wiadomo, teoria zwykle odbiega od praktyki, a w moim wypadku nie mogło być inaczej. Tak to już jest – kiedy ktoś chce pozostać niezauważony, zazwyczaj ściąga na siebie wzrok tłumów.
Dziwnie mi mówić, o tym jak wyglądam, przecież każdy może na mnie spojrzeć – wolny kraj, nie mogę niczego zabronić. Chociaż istnieją marne szanse, że postronnemu obserwatorowi uda się dostrzec moją twarz. Metr dziewięćdziesiąt pięć u siedemnastolatka to drobna przesada, nie wiem, dlaczego inni tak się z tego cieszą. Zbudowany jestem tak jak należy – nie nazbyt umięśniony, ale też nie chudy i kościsty, po prostu wysportowany. Kto by mi się dziwił, wychowałem się na podwórku i boisku; biegać potrafię szybko, to się przydaje zarówno przy grze w koszykówkę, jak i przy uciekaniu przed rozwścieczoną McGonagall, która chyba mnie nie lubi. Czyżby dlatego, że w szóstej klasie, po zdaniu SUM-ów na W, postanowiłem porzucić jej lekcje w środku roku? Wróćmy jednak to tematu.
Nie wyglądam jak grzeczny chłopiec, to z całą pewnością. Pociągła kwadratowa twarz, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, niebieskie oczy spoglądające na świat z nieodłącznym lekceważeniem, prosty, choć moim zdaniem trochę zbyt długi nos… dziewczęta mówią, że jestem przystojny, ja nie będę tego oceniać. Włosy mam krótkie, bo tak najwygodniej i w kolorze ciemnej czekolady, jak to stwierdziła kiedyś moja przyjaciółka i od tamtej pory powtarza niczym mantrę. Zwykle znajdują się one w nieładzie - nie oszukujmy się, czesanie to zabawa dla kobiet, ja trzymam się od grzebienia w bezpiecznej odległości. Jeszcze mnie pogryzie.
Mam kolekcję skórzanych kurtek, kilkanaście prostych koszulek w kolorach: czarnym i białym, oraz kilka powycieranych par jeansów – na tym moja garderoba się kończy. Swetrów nie lubię, bo drapią, szalików nie noszę, bo niewygodne i nie uległem modzie noszenia rzemyków na nadgarstku. Dodając wszystkie wymienione cechy, otrzymujemy wygląd typowego mugolskiego buntownika, a jeśli dorzucić do tego szkicownik pod pachą i papieros w ustach otrzymamy mój dokładny obraz.

6. Zawód: Barman w Świńskim Łbie

7. Rodzina: W moim przypadku to dość skomplikowana kwestia i zazwyczaj staram się jej unikać. Jestem adoptowany, o czym dowiedziałem się niecałe dwa lata temu, kiedy w rodzinnym mieście – Darlington – pojawiła się moja biologiczna matka, niejaka Lyndsay Caulfield. Na pewno o jej słyszeliście, w końcu to jedna z najbardziej zagorzałych działaczek na rzecz praw mugolaków w magicznym świecie. Porzuciła mnie tuż po porodzie, gdyż owa ciąża do chcianych z pewnością nie należała, w końcu miała wtedy niecałe dziewiętnaście lat, mój biologiczny ojciec dał jej jasno do zrozumienia, że dziecka nie uzna, a ona, mimo wszystko, chciała się bawić, jak wcześniej. Teraz, gdy wreszcie dorosła do macierzyństwa, jest niestety zbyt późno, aby mogła naprawić swój błąd młodości. Choć dość często bywa u nas w domu, zaprzyjaźniła się z moją matką, a i ja nie mam zamiaru jej odtrącać. Co się tyczy mojego ojca, nie wiem o nim nic, oprócz tego, że pochodzi z czarodziejskiej arystokracji i ma swoją własną rodzinę – dziwnym trafem, nic więcej mnie nie interesuje.
Jeśli chodzi o moich prawdziwych rodziców, to moją mamą jest Peggy Ainsworth, złota kobiet. Właścicielka sierocińca i właśnie stamtąd mnie przygarnęła, gdy Lyndsay zostawiła mnie pod drzwiami; jak się okazuje, byłem aż nazbyt podobny do jej nowonarodzonego synka Austina, starszego ode mnie o zaledwie dwa dni. Nie mam pojęcia, jak dała sobie radę z wychowaniem dwóch chłopców i prowadzeniem domu dziecka, oraz jakim cudem udało jej się wmówić nam, iż jesteśmy bliźniętami dwujajowymi, chociaż… jak na to nie spojrzeć, charakter mamy podobny. I obaj trafiliśmy do Hogwartu, co raczej nie jest często spotykane u mugoli. Tata, Bailey, pochodzi z nowobogackiej rodziny i prowadzi własną firmę ubezpieczeniową, przynoszącą ogromne dochody. To zapalony fan koszykówki, zasady gry wpajał nam od najmłodszych lat, stopniowo rozpalając w nas miłość do tego sportu. Ani matka, ani ojciec nie dali mi nawet poznać, iż nie jestem ich prawdziwym synem – traktowali mnie na równi z Austinem, okazywali typową rodzicielską czułość… nie, nie mogę powiedzieć, by czegoś mi w życiu brakowało.
Mam nawet młodszą siostrą, Minnie, która urodziła się gdy mieliśmy trzy lata i pochłonęła całą uwagę rodziców swoim uroczym gaworzeniem. Początkowo strasznie jej nie lubiliśmy, ale potem… no cóż, obudziły się w nas instynkty opiekuńcze, proszę się nie śmiać. Największym zaskoczeniem dla całej rodziny było, gdy i Wilhelmina otrzymała list z Hogwartu i właśnie tym sposobem, w zamku można napotkać troje Ainsworthów.

8. Historia: Urodziłem się, bo przecież każdy się kiedyś rodzi i już to sprawiło mnóstwo kłopotów mojej biologicznej matce, która mnie porzuciła. Większą część mojej historii już opowiedziałem, co samo w sobie jest trochę dziwne, w końcu nie lubię dzielić się z innymi informacjami o sobie. Może pominę temat tego, jak trafiłem do rodziców i przejdę do przyjemniejszej części dzieciństwa. Dorastałem w ładnym i dość dużym domku na obrzeżach Darlington, wraz z „bratem bliźniakiem” Austinem, który biologicznie rzecz biorąc nie jest moim bratem, a już zdecydowanie nie bliźniakiem, a potem młodszą siostrą Wilhelminą. Od najmłodszych lat uwielbialiśmy grać w koszykówkę i biegać ze wspólnymi kolegami po osiedlu, zwłaszcza gdy mała Minnie próbowała nas dogonić na tych swoich krótkich nóżkach. Nigdy niczego mi nie brakowało, więc dlaczego miałbym podejrzewać, że rodzice coś przede mną ukrywają? W każdym razie, mój okres dorastania zaliczał się do tych błogich i sielankowych. Czemu więc jestem tak cyniczny? Cóż, to chyba kwestia charakteru, nie wychowania. W wieku jedenastu lat otrzymałem list z Hogwartu, a ku mojemu zdziwieniu, taki sam otrzymał również i Austin. Tym właśnie sposobem, 1 września siedem lat temu obaj wsiedliśmy do Expressu Londyn – Hogwart i zaczęliśmy edukację w owym magicznym instytucie. Co się działo od tamtej pory , chyba wszyscy wiedzą, w końcu jak mówiłem, mimo usilnych starań zawsze rzucam się w oczy.

9. Status:majętny
10.Czystość krwi:półkrwi
Sawyer Ainsworth
Sawyer Ainsworth
Dorosły

Liczba postów : 219
Czystość krwi : półkrwi
Skąd : Darlington

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach