Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Balkony

+10
Gabriel Smith
Humphrey Pomphrey
Cassandra Hayes
Edward Hoytenberry
Lottie O'Donnell
Elizabeth Le Fay
Lucas Sprouse
Marley Gothens
Sawyer Ainsworth
Mistrz Gry
14 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Edward Hoytenberry Pią 20 Sty - 22:27

Prawo do krytyki nie istnieje w większości przypadkach, jednak takie jest właśnie ludzkie hobby. Nietuzinkowe zachowanie Lottie, przyczyniło się jeszcze bardziej do wydawania osądów w kwestii poczytalności dziewczęcia. Obecnie nawet sam Hoytenberry zmienił zdanie o Gryfonce, która była ewidentnie nienormalna, chciała przecież popełnić samobójstwo. SAMOBÓJSTWO! Istniało wiele rozwiązań każdego problemu, dla leniwych także, ale odbieranie sobie życia nie występowało na ów liście.
- Od kiedy chcesz się zabić! - Było to połowiczne kłamstwo, chociaż Edward mniemał, iż mówi prawdę. Zdał sobie sprawę, że O'Donnell zaczęła go obchodzić w momencie, w którym wszedł na balkony, jednak wszystko to, co odczuwał zrodziło się znacznie wcześniej. - I ja wyolbrzymiam? - prychnął nadal podirytowany, co okazywał zarówno swoją postawą jak i tonem głosu oraz mimiką twarzy. - Owszem - powiedział dobitnie podniesionym głosem - masz problem, i to niemały - sprostował wypowiedź Gryfonki, gdyż egzystował w przekonaniu, iż Lottie chciała się zabić. - Nie no, znaczy się, spoko, fajnie - zaczął ironizować, udając, że przecież takie zachowania są bardzo normalne. - Ja na przykład, chodzę sobie po krawędziach dachów mugolskich wieżowców z nadzieją, że może spadnę. Ale spoko, to normalka! - Naprawdę wkurzyło go zachowanie dziewczyny, która na domiar wszystkiego uważała, że nic się nie stało i strzelała jakieś fochy. - To nie jest kurwa normalne! - krzyknął po raz któryś tego dnia.
Edward Hoytenberry
Edward Hoytenberry
Uczeń

Liczba postów : 68
Czystość krwi : godna pozazdroszczenia
Skąd : Irvine, Szkocja

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Lottie O'Donnell Sob 21 Sty - 16:45

Nie chciała popełniać samobójstwa. Od tego należało zacząć, a tego najprostszego szczegółu umysł Edwarda nie potrafi pojąć. Lottie zbyt bardzo ceni sobie własną egzystencję, by targać się na swoje życie; owszem, nienawidzi swojej powierzchowności, jednakże chciałoby się powiedzieć, że to jej największy problem. I świetnie sobie z nim radzi.
- Nie chcę się zabić, to tylko zabawa - odpowiada protekcjonalnym tonem. Nawet nie raczy spojrzeć na Gryfona, nie raczy przejąć się jego gniewem. Ona wie lepiej, on niepotrzebnie zawraca sobie głowę wyimaginowanymi problemami. - Jesteś tak ograniczony, że chce mi się rzygać gdy na ciebie patrzę. Rozumiesz? Chce. Mi. Się. Rzygać. Gdy. Na. Ciebie. Patrzę - dodaje tonem tak zimnym, że mógłby zamrozić nawet piekło. Szarlotka wie, że Edward nigdy jej nie zrozumie. Zamknął się w klatce własnych ideologii i nie zamierza z nich wychodzić, by poznać spojrzenie na świat z innej perspektywy. Pozbawionej ograniczeń i konwenansów. Opiera się o barierkę i patrzy w dół. Przecież jego nic nie obchodzi, dlaczego więc robił tak wielką awanturę z powodu tak nikłej błahostki. Jest oburzona jego zachowaniem; zaciska palce tak mocno, że aż stają się blade.
A potem przestaje.
Skoro krzyki i kłótnia nie pomagają, może powinna spróbować innej taktyki? Odwraca się na pięcie, w kilku krokach zmniejsza odległość pomiędzy nimi do minimum. Oplata go ramionami w pasie, zadziera głowę do góry i opiera podbródek na jego klatce piersiowej.
- To tylko zabawa, Eddie. Przecież wiesz. Nie musisz się o mnie martwić - mówi powoli, obdarzając go słodkim, przepraszającym wręcz uśmiechem.
Lottie O'Donnell
Lottie O'Donnell
Uczeń

Liczba postów : 82
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Hever, hrabstwo Kent

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Edward Hoytenberry Nie 22 Sty - 15:38

Fakty mówiły same za siebie. Edward nie uwzględniał w nich informacji, iż Lottie lubuje się w wykonywaniu takich nietuzinkowych rzeczy, które nie przyszłyby do głowy przeciętnej personie. Chciałoby się nawet powiedzieć zdrowej na umyśle personie. W tym przypadku zachowanie dziewczęcia dla niego było przejawem wołania o pomoc, a nie chorej chęci nauczenia się latać, czy co tam zaświtało jej we łbie.
- Masz dziwną definicję pojęcia zabawa - prychnął marszcząc czoło, czego Gryfonka nie mogła ujrzeć, gdyż nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, co jeszcze bardziej go wnerwiło. Miłe podziękowanie za uratowanie życia osobie, która jawną próbę samobójczą miała za świetną zabawę. - Nie no, jeszcze mi wkręć, że przeze mnie chciałaś się zabić. - Do niego naprawdę nie docierało to, iż była to wyłącznie zabawa. Chociaż Lottie powtarzała to od początku to nie wydawało mu się, iż chodzenie po barierce, z którą w każdej chwili można spaść na dół, jest świetną zabawą. No chyba, że miało się dziwaczne pojęcia słowa zabawa podczas której, musiało się dostarczyć organizmowi maksimum adrenaliny.
Zmarszczył brwi w akcie zdziwienia, gdyż zachowanie dziewczęcia naprawdę go przeraziło. Teraz to już naprawdę św. Mung powinien witać. Jednakże (chociaż coś mu ewidentnie nie pasowało), objął Lottie w pasie, i pocałował w czubek głowy, przytulając się do niej także. No bo przecież chciała popełnić próbę samobójczą to przecież odrzucenie może jeszcze pogłębić jej stan, nie? Przynajmniej tak sobie tłumaczył własne zachowanie.
Edward Hoytenberry
Edward Hoytenberry
Uczeń

Liczba postów : 68
Czystość krwi : godna pozazdroszczenia
Skąd : Irvine, Szkocja

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Lottie O'Donnell Nie 22 Sty - 15:57

Edward ma zadziwiającą skłonność do czytania między wierszami tego, czego między nimi nie było. Nadpisuje, podkolorowuje i potem dziwi się, że obraz, który mu się jawi jest tak różny od rzeczywistości. Ocenia, choć nie rozumie. Krytykuje bo nie potrafi zaakceptować. Nie potrafi spojrzeć szerzej, ogranicza się własnymi pryzmatami.
- Ty masz dziwną definicję pojęcia wolność, ale cię nie krytykuję - zauważa, wciąż nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na jego oburzenie. Robi z igły widły, a ona nie zamierza mu w tym wtórować. Doskonale wie swoje, jej zabawa pozostanie tylko zabawą, a jemu tak właściwie nic do tego. Nie rozumie, dlaczego Edward postrzega się w kategorii bohatera - przecież tylko zepsuł jej frajdę. Ratowanie życia? To akurat jej domena. - Nie chciałam się zabić - powtarza spokojnie, jak gdyby tłumaczyła to nie prawie dorosłemu mężczyźnie, a małemu dziecku. Lottie żyje chwilą. Nie patrzy wstecz, nie spogląda naprzód. Liczy się tylko to, co teraz. Bez żadnych zbędnych podtekstów.
To miłe. Chcąc nie chcąc, Lotka musiała przyznać, że wbrew wszystkim pozorom, taka czułość do niego pasuje. A jej dobrze jest w jego ramionach.
- Chcesz polatać ze mną? - pyta cichutko.
Lottie O'Donnell
Lottie O'Donnell
Uczeń

Liczba postów : 82
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Hever, hrabstwo Kent

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Edward Hoytenberry Nie 22 Sty - 16:46

Nie jego winą było, że nie spotkał w swoim życiu wcześniej tak nietuzinkowej osoby jaką była Charlotte. Chociaż właściwie wątpił, iż do takich wyskoków można się po prostu przyzwyczaić nawet po kilkudziesięciu latach znajomości. Dla niego zabawa dziewczęcia była po prostu niebezpieczna i nie był wstanie pojąć jak ktoś, kto nie chce się zabić, spędza tak swój wolny czas. Edward nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby nie spotkał Gryfonki. Przecież teraz mogła leżeć na dole! Martwa. I niespecjalnie zdawała sobie z tego sprawę. Albo bagatelizowała całe to niebezpieczeństwo związane z taką zabawą.
- Nie zmieniaj tematu, Charlotte. - Nawet nie zaprzeczył temu, chociaż wierzył, iż była to nieprawda. Gdyby podjął temat sprawa Lottie mogłaby zejść teraz na drugi plan, gdyż wyszłaby z jego definicji wolności kłótnia. A przecież wyczyn O'Donnell był teraz ważniejszą kwestią. Jak widać do końca egoistą nie był, potrafił też myśleć o innych. Nawet ratować ich życie. Dosłownie. Bo tak, uważał, iż gdyby nie on, Gryfonki mogłoby tu już nie być. - To dlaczego weszłaś na tą barierkę z wiedzą, że w każdej chwili możesz z nią spaść na dół, hę? - zapytał prychając, gdyż w głowie mu się nie mieściło, jak można tak spędzać czas. Przecież musiała zdawać sobie sprawę z ryzyka, więc dla niego to była próba samobójcza. Albo igranie ze śmiercią. Obie rzeczy w tym przypadku jednak go przerażały.
- Nie - powiedział grobowym tonem, chociaż kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, czego dziewczę nie mogła dostrzec. Na szczęście. - Jak poproszę cię być od tej pory latała wyłącznie na miotle to mnie posłuchasz? - zapytał po chwili, chwytając podbródek Lottie dłonią i patrząc jej w oczy.
Edward Hoytenberry
Edward Hoytenberry
Uczeń

Liczba postów : 68
Czystość krwi : godna pozazdroszczenia
Skąd : Irvine, Szkocja

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Lottie O'Donnell Nie 22 Sty - 17:44

A jednak jest w tym coś pozytywnego, choć Edward uparcie stara się zaprzeczyć tego istnieniu. W ułamku sekundy zmieniło się nie tylko jego nastawienie do Szarlotki, ale wreszcie coś poczuł. Nawet, jeśli było to strach, zawsze stanowi to pierwszy krok do sukcesu. A w tym przypadku nagrodą jest jego życie. Nie jej.
- Nie zmieniam, kontrastuję - odpowiada przekonana, iż właśnie udało jej się trafić w jego słaby punkt. Liczy na kłótnie, liczy na to, że zaaferowany jej uwagą zapomni o swoich obawach i wszystko wróci do normy. Nie oczekuje, że nagle spłynie na niego światło zrozumienia i zapragnie żyć życiem tak jak ona. Ale nie znosi, gdy ktoś otwarcie ją krytykuje i nie pozwala jej otwarcie tego ignorować. Nie chce zbawiciela, choć w gruncie rzeczy desperacko go potrzebuje. Nie potrafi żyć bez kogoś, kto będzie za nią myślał, gdyż w szale radości działa auto-destrukcyjnie. - Dlaczego palisz, skoro wiesz, że w każdej chwili możesz dostać raka płuc? Dlaczego jesz, skoro w każdej chwili możesz się udławić i umrzeć? Dlaczego uprawiasz miłość fizyczną, skoro w każdej chwili może stanąć ci serce? Całe życie to jedno wielkie ryzyko i próba zważania na nie jest bezcelowa - mówi, nie porzucając nadziei, że może uda jej się go przekonać. Nie, nie do swych racji, a do tego, że wcale nie próbuje targać się na własne życie. Zbyt bardzo je kocha.
- A co dostanę w zamian? - pyta i lubieżnie opiera dłonie na jego ramionach. Dopiero teraz dostrzega, że gdy w oczach Edwarda nie czai się jedynie obojętność, a malują się w nim prawdziwe uczucia, te stają się o wiele bardziej interesujące. Może jej misja wcale nie jest skazana na niepowodzenie i kiedyś rzeczywiście uda jej się go uratować?
Lottie O'Donnell
Lottie O'Donnell
Uczeń

Liczba postów : 82
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Hever, hrabstwo Kent

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Edward Hoytenberry Nie 22 Sty - 19:54

Eddie, co do tego miał zupełnie odmienne zdanie. Nie postrzegał tego, jako ratowanie siebie, w ogóle mu to do głowy nie przyszło. Przecież on nie potrzebował ratunku, bo niby od czego? W szczególności nie chciał pomocy od kobiety, bo to było takie niemęskie! No ale przecież jakikolwiek akt altruizmu był tu zbędny, więc nie ma o czym nawet rozprawiać.
- Sugerujesz, że mogę sobie wejść na tą barierkę, by skoczyć, bo zawsze chciałem doświadczyć, jak to jest spadać? - zapytał ukrywając w sobie poirytowanie, unosząc brew. Chciał emanować spokojem i udało mu się to, chociaż niestety nie do końca. Kwestię swojej definicji wolności pominął, gdyż wiedział, że rozmowa o tym, nie doprowadzi do niczego dobrego. Konkretniej mówiąc, doprowadziłaby ona wyłącznie do brewerii, której obecnie chciał uniknąć nawet kosztem tłamszenia sprostowania rzeczy dotyczących jego.
Przekonanie Hoytenberry'ego o tym, iż żadnego samobójstwa popełnić nie chciała będzie trudne, aczkolwiek wykonalne. Młodzieniec nie miał pojęcia o tym, że dziewczę kocha swoje życie. Właściwie nie miał pojęcia, co Lottie nawet lubi, a czego nie. Poza nim, oczywiście.
- To prośba - powiedział, a uprzednio zaśmiał się cicho, usłyszawszy jej pytanie.
Edward Hoytenberry
Edward Hoytenberry
Uczeń

Liczba postów : 68
Czystość krwi : godna pozazdroszczenia
Skąd : Irvine, Szkocja

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Lottie O'Donnell Wto 24 Sty - 2:23

Nie może sobie pozwolić na jakikolwiek dług wdzięczności wobec niego. Zwłaszcza wobec niego. Wciąż pamięta uczucie podeptanej dumy, wciąż słyszy trzask łamanych zasad. A to wszystko za jego sprawą. Uczucia Lotki z minuty na minutę stają się coraz bardziej ambiwalentne, aż w końcu sama nie wie, czy bardziej go nienawidzi czy pragnie zbawić.
- Sugeruję, że nie powinieneś powstrzymywać się przed sięganiem po to, czego pragniesz, tylko dlatego, że boisz się upadku - wyjaśnia spokojnym tonem, po raz kolejny łapiąc się na tym, że wykazuje w stosunku do niego o wiele więcej cierpliwości, niźli powinna. Traktuje go protekcjonalnie, niczym dziecko. Jak gdyby nie potrafił zrozumieć najprostszych mechanizmów rządzących światem. I w gruncie rzeczy tak właśnie jest - tylko dotyczy to rzeczywistości, w której żyje Lotka. Ale on uparcie brnie w swoje, pozostając głuchym na jej argumenty. Postrzega ją tak, jak chce ją widzieć, a nie jaką jest w rzeczywistości i to burzy krew w jej żyłach. Chce pokazać mu, jak bardzo się myli, a jednak jej wysiłki nieustannie zdając się na nic. Lotta nie zwykła rozprawiać o sobie, zagłębiać się w swoje wnętrze i wyciągać uczucia na światło dzienne. Nie poda mu odpowiedzi na talerzu, dygając przy tym z szacunkiem. Aby przekonać się, co siedzi w jej głowie, to on będzie musiał się natrudzić. - Nie wiedziałam, że potrafisz prosić - szepce, przylegając do niego jeszcze mocniej.
Lottie O'Donnell
Lottie O'Donnell
Uczeń

Liczba postów : 82
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Hever, hrabstwo Kent

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Cassandra Hayes Pią 29 Cze - 20:14

Dzisiaj Cassie była w wyśmienitym nastroju. Nie poszła na lekcje, symulując ból brzucha - na wróżbiarstwie wynudziłaby się jak nigdy, na transmutacji musiałaby się użerać z McGonagall, której szczerze nie znosiła, a z kolei eliksiry mogła sobie darować, profesor Snape i tak nic nie jej nie zrobi za jeden dzień nieobecności. W końcu liczył się jedynie jej szybki powrót do zdrowia, nieprawdaż?
Gdy tylko Mary i reszta koleżanek z dormitorium udały się na lekcje, poleżała jeszcze z pół godziny w łóżku, gapiąc się w sufit, co nie było wcale takim nudnym zajęciem, jak się dziewczęciu na początku wydawało. Odkryła kilka maleńkich pajęczyn w swoim baldachimie, a także kilka przetarć. Ciekawe, czy pojawiły się jedynie ze starości (wątpliwe...), czy ktoś robił z tym materiałem jakieś niestworzone rzeczy. Zastanawiające, prawda? A może kiedyś Nieznośna Ethel spała na tym łóżku i rzucała w baldachim kolczatkami? Hmm...
Po jakimś czasie zdecydowała się wstać i ubrać. W końcu nie będzie leżeć w nieskończoność. Prędko się ubrała, wyjątkowo w zieloną, zamiast czerwonej, sukienkę. Przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że w barwach Slytherinu jest jej całkiem do twarzy. Co nie zmieniało faktu, że ciągle wolała czerwony. Kolor dominujący. Z westchnięciem wygładziła sukienkę, po czym włożyła czarne baletki - również wyjątkowo. Jej glany były całe umorusane w błocie po jednej z wizyt na boisku, a jakoś nie miała ochoty ich teraz czyścić. Przynajmniej raz w życiu będzie wyglądała typowo dziewczęco. Już miała wychodzić z dormitorium na nielegalne spacerki, gdy uderzyła się dłonią w czoło. Płaszcz! W planach miała wyjść na powietrze... no, ale plany pozostają planami, dopóki ktoś nie wcieli ich w życie. W gruncie rzeczy, wzięła ze sobą płaszcz i różdżkę. Na wszelki wypadek.
Przez jakiś czas włóczyła się bez celu po zamku, aż natrafiła na długie schodki prowadzące na wieże. W sumie... czemu nie? I tak nie miała nic do roboty, przynajmniej do obiadu. Zaczęła powolną wspinaczkę po schodach, marząc o chwili wolności i swobody, a także o ucieczce z Hogwartu. To byłoby ciekawe. Wtedy najprawdopodobniej przekreśliłaby swoją karierę aurorki grubą, czarną kreską, ale zawsze warto pomarzyć. Nie wszystkie marzenia stają się rzeczywistością.
W końcu dotarła na szczyt i wprost nie mogła opanować zachwytu. Trafiła na jeden z balkoników na Wieży Zachodniej. Widok wprost zapierał dech w piersiach. Powoli włożyła na siebie swój czerwony płaszcz. Zimowe poranki bywają bardzo mroźne. Włożyła różdżkę do kieszeni i oparła się o starą balustradę. Z lekkim uśmiechem bacznie obserwowała okolicę. Boisko, Zakazany Las, dziedzińce. Cholera... jak tu było pięknie! Aż dziwne, że nie odkryła tego miejsca wcześniej.
Cassandra Hayes
Cassandra Hayes
Administrator

Liczba postów : 319
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Londyn

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Humphrey Pomphrey Pią 29 Cze - 20:44

Czerwony z zielonym. Gryzły się trochę te kolory, ale tak właśnie była ubrana dziewczyna. Humphrey lubił tutaj przychodzić, szczególnie dlatego, że widać było boisko Quidditcha. Kiedy rozgrywał się mecz, wszystko było dobrze słychać, a i sam widok był niezły. Nie chodził na trybuny z resztą uczniów, bo nie pozwalali mu siedzieć obok siebie, więc musiał przychodzić tutaj, żeby widzieć wszystko dobrze.
Zdziwiła go obecność Cassandry, ale z drugiej strony pamiętał, że ich ostatnie spotkanie było NAWET całkiem miłe, więc ucieszył się. Co prawda na koniec zachowała się trochę tak jakby miała go dość... no ale może miała rację? Może był męczący i marudny i i i...
- Cześć... - Powiedział cicho. Była dzisiaj ładnie ubrana. - Co tutaj robisz, nie na lekcjach? - Czekając na odpowiedź, wyciągnął kanapki z plecaka i podał jej jedną. Sam zaczął pochłaniać swoją. Pyyyycha.
Humphrey Pomphrey
Humphrey Pomphrey
Uczeń

Liczba postów : 65
Czystość krwi : mugolska
Skąd : Plymouth

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Cassandra Hayes Pią 29 Cze - 21:10

Nagle ktoś zakłócił jej to przyjemne oglądanie widoków. Drgnęła, gdy usłyszała czyjś głos. Nie sądziła, że ktokolwiek może pójść za nią... Kiedy się odwróciła, zobaczyła tego chłopca z Hufflepuffu, co miał taaakie śmieszne nazwisko. Harvey Parvey...? Czy jakoś tak. Odgarnęła włosy z twarzy i wymusiła na sobie uśmiech. O jeeesu.
- Cześć - odpowiedziała. Kurde. Jak on się nazywał? Pamiętała go jedynie z ich ostatniego spotkania... gdzieś w lochach chyba. W tajemnym zaułku? Cholera jasna. On ją doskonale pamiętał, a ona... tak trochę jakby nie. - Nie. Poszukiwałam ciszy i spokoju - dodała niezbyt uprzejmie, mocno podkreślając trzy ostatnie słowa. Odwróciła wzrok w kierunku Zakazanego Lasu.
Podał jej kanapkę, na co przekręciła oczami. Przed chwilą było śniadanie... Westchnęła.
- Nie chcę - odpowiedziała panna Hayes, oddając chłopakowi kanapkę. Nie będzie wmuszała w siebie jedzenia, a do obiadu przecież i tak jest niewiele czasu. Na koniec uśmiechnęła się do niego z niechęcią, po czym usiadła na mocno zardzewiałej barierce i zaczęła machać nogami. Byłoby ciekawie, gdyby nagle barierka postanowiła się załamać...
Cassandra Hayes
Cassandra Hayes
Administrator

Liczba postów : 319
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Londyn

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Humphrey Pomphrey Pią 29 Cze - 21:19

Odwróciła się i uśmiechnęła do niego. Ucieszył się, że nie zmierzyła go wzrokiem bazyliszka na samym wstępie. Cisza i spokój? Czyli przeszkadza jej? Trochę sposępniał. - Nie chciałem Ci przeszkadzać... - Powiedział cichutko i spuścił wzrok. - Ja też lubię tutaj przychodzić. W ogóle lubię miejsca w które mało kto zagląda. - Dodał. Odmówiła kanapki. Cóż - widocznie była nie w humorze na towarzystwo Humphreya.
- Nie rób tak, bo spadniesz! - Faktycznie - barierka zaskrzypiała złowieszczo. W ostatniej chwili złapał ją w pasie i ściągnął, gdy ta przechyliła się mocno do tyłu. Z pewnością Cassandra straciłaby równowagę i nie wiadomo jakby się to mogło skończyć...
Humphrey Pomphrey
Humphrey Pomphrey
Uczeń

Liczba postów : 65
Czystość krwi : mugolska
Skąd : Plymouth

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Gabriel Smith Pią 29 Cze - 21:24

Gabriel wszedł na balkony wściekły. Od tylu dni go unikała! Zaszyła się nie wiadomo gdzie i w oczywisty sposób uciekała przed nim. Teraz nie ucieknie, widział ją na korytarzu i poszedł za nią. Zgubił ją na chwilę, ale teraz znalazł na balkonie i... Co?! Kto to do cholery jest?! Jakiś pieprzony grubas z Hufflepuffu?! Co on jej robi?!
- Ej! Ty pierdolony gnoju! Łapy precz od niej! - Wyciągnął różdżkę i wycelował w chłopca. - Odsuń się od niej ty zboczony grubasie, o ile nie chcesz wylądować na ziemi! Połamię ci wszystkie kości pieprzona łajzo! - Stał w wejściu dysząc ciężko. Zamorduje go, zamorduje! Był cały czerwony na twarzy i nie panował nad sobą, iskry sypały się z jego różdżki wraz z każdym słowem. - Nie daruję ci tego! - Dodał. - A z Tobą muszę porozmawiać. Poważnie. - Teraz zwrócił się do Cassie. Jego Cassie... Musi się z nim wreszcie zmierzyć!
Gabriel Smith
Gabriel Smith
Uczeń

Liczba postów : 623
Czystość krwi : czysta
Skąd : Romsey, Hampshire

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Cassandra Hayes Pią 29 Cze - 21:58

Wszystko było pięknie i ładnie, dopóki panna Hayes nie usiadła sobie na barierce. Nic się nie działo, ale najwyraźniej... Harvey... nie mógł tego zrozumieć i wymyślił sobie jakieś złowieszcze odgłosy balustrady. Bezceremonialnie złapał ją w pasie i ściągnął z barierki, w ogóle nie pytając jej o zdanie. Na dodatek jakoś ta pozycja wyjątkowo mu się spodobała i nie chciał jej puścić. Już miała to jakoś ostro skomentować, kiedy w wejściu pojawił się Gabriel. Zdębiała.
- O Boże - wymamrotała. Gabriel tu przyszedł. Gabriel tu był. Krzyczał na... Harvey'a. Powiedział, że musi z nią porozmawiać. O Boże... Cassie unikała go od kilku dni, do tego mogła się przyznać. W końcu... tak naprawdę to nie powiedział jej, że chce, aby została jego dziewczyną tak prosto w oczy, a... ta cała sytuacja nieco ją zawstydzała i... to było bardzo skomplikowane, tyle wam powiem. Odskoczyła jak oparzona od Puchona. Miała ochotę uderzyć go w twarz, ale miał taką przerażoną twarz, że nie mogła mu tego zrobić.
- On mnie po prostu ściągnął z barierki, bo... spadałam - próbowała się wytłumaczyć Cassie, wykręcając nerwowo palce. Jaka głupia sytuacja. Jednak ktoś ją śledził! To nie było jedynie uczucie... Kiedy to powiedziała, miała również nadzieję, że zdoła jakoś obronić chłopaka. W końcu on tak naprawdę nic nie zrobił. Znalazł się tylko w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
- Ze mną? - pisnęła cicho, robiąc wielkie oczy. Poczerwieniała. - N-naprawdę? A o czym? Na początek możesz... przestać krzyczeć.
Zamknęła oczy, próbując się skupić. A więc... wszystko byłoby w porządku, gdyby w ogóle nie wyszła z dormitorium. Boże, Boże, Boże...
- Czemu nie jesteś na lekcjach, Gabriel? - zagaiła go, odsuwając się w najdalszy kąt balkoniku. Jakież negatywne emocje unosiły się w powietrzu. Brrr.
Cassandra Hayes
Cassandra Hayes
Administrator

Liczba postów : 319
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Londyn

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Humphrey Pomphrey Pią 29 Cze - 22:08

Humphrey skulił się.
- Ja nic... Ja tylko... - On naprawdę chciał tylko ściągnąć ją z barierki, bo spadała. Teraz wycofywał się w kąt, potknął się i wpadł na barierkę. Spojrzał przerażony w dół. Wyciągnął różdżkę. Jeśli będzie musiał, to będzie się bronił...
- Proszę Cię... daj mi odejść. - Łzy szkliły się w jego oczach. - Błagam, nie rób mi krzywdy! - Dlaczego on był dla niego zły? Humphrey chciał tylko dobrze! Zawsze! Czy to chłopak tej dziewczyny? O co im chodzi? Cassandra chroniła gro przed gryfonem... znał go. Znał! On przecież gra w quidditcha! Rozejrzał się przerażony. Chciał odejść stąd jak najszybciej.
Humphrey Pomphrey
Humphrey Pomphrey
Uczeń

Liczba postów : 65
Czystość krwi : mugolska
Skąd : Plymouth

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Michael Irving Pią 29 Cze - 22:13

Przyjemny sen po smacznym posiłku, to jest dopiero niesamowite uczucie. Cisza, spokój i nikogo, kto mógłby to przerwać. Chłopak jednak nie spodziewał się, że ten błogi trans zostanie przerwany w tak okrutny sposób. Krzyki Gabriela rozeszły się echem po całej wieży zachodniej. Nawet dotarły tutaj - do salonu, a zdarza się to tu bardzo rzadko. Michael gwałtownie otworzył oczy, spadając niemal z łóżka; ucierpiała tylko poduszka. Instynktownie przewrócił oczami dookoła, aby zlokalizować źródło hałasu. Niestety, w pokoju nic nie wydawało tak głośnych dźwięków, jeśli w ogóle coś brzęczało. Niespodziewanie kolejny wrzask dobiegł zza ściany. Tym razem wiedział, gdzie znajduje się źródło i pospiesznie wybiegł z sali. Nie wiedząc kiedy wyjął różdżkę i pobiegł w kierunku balkonów, bo właśnie stamtąd wszystko dobiegało. Omal się nie przewrócił, gdy zauważył trzy, całkiem z innych domów osoby. Gryfon, wyraźnie rozwścieczony trzymał różdżkę w ręku, nienawistnie patrząc na znajomego mu grubaska. Humphrey siedział w kącie, błagając go o litość. Jak Mike w takiej sytuacji nie mógł zareagować. Niby, że nie była to jego sprawa, aczkolwiek to właśnie przez tego typa, nie mógł swobodnie się wyspać! Wycelował "broń" w kierunku Smith'a :
- Schowaj to... - mruknął cicho, wpatrując się w niego jak na cel. Czyżby kolejny konflikt, który musi łagodzić? Lecz tym razem, nikt mu nie pomoże...
Michael Irving
Michael Irving
Uczeń

Liczba postów : 44
Czystość krwi : Półkrwi
Skąd : Great Yarmouth, England

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Gabriel Smith Pią 29 Cze - 22:20

- Nie tłumacz go! Ty też siedź cicho! - Powiedział już nieco spokojniej, chociaż nadal czuć było furię w jego głosie.
Cholera jasna... miał prawo być zły! Tyle dni! Tyle czasu czekał na spotkanie Cassie, a teraz psuje je ten tłusty puchon. I jeszcze ten incydent z Marilyn w międzyczasie. Musieli porozmawiać naprawdę na poważnie!
- O czym?! Ty się jeszcze pytasz O CZYM?! - Zapytał ze zdziwieniem i złością w głosie. Prychnął gniewnie. To jest jakiś szczyt bezczelności. W ogóle nie zwracał uwagi na to, że Cassie zdaje się być w fatalnym stanie... Zszokowana? Trudno, nie może wiecznie uciekać! - Bo chcę być tutaj z Tobą. - Uciął krótko. Spojrzał jeszcze raz na chłopaka, zauważył różdżkę w jego dłoni i przerażenie, które malowało się na jego twarzy. Musiał się na kimś wyżyć. Uniósł brwi. Za nim stał krukon, którego kojarzył z widzenia.
- Spieprzaj stąd! - Rzucił w jego kierunku. - To nie twoja sprawa! - Nie czekał na odpowiedź, po prostu wycelował różdżkę. - Drętwota! - Krzyknął, celując w pierś krukona.

+1 do celności (gra w quidditcha)


Ostatnio zmieniony przez Gabriel Smith dnia Pią 29 Cze - 22:22, w całości zmieniany 3 razy
Gabriel Smith
Gabriel Smith
Uczeń

Liczba postów : 623
Czystość krwi : czysta
Skąd : Romsey, Hampshire

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Mistrz Gry Pią 29 Cze - 22:20

The member 'Gabriel Smith' has done the following action : Dices roll

'Kostka' :
Balkony - Page 2 11w79qr Balkony - Page 2 2cwk2f4
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 3066

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Cassandra Hayes Pią 29 Cze - 22:30

Cassie była zszokowana. Bardzo zszokowana. Przez chwilę w ogóle nie wiedziała, co się dzieje. Jej oczy krążyły od Puchona do Gabriela, a chwilę później również do jakiegoś Krukona, niewątpliwie znajomego Harvey'a, ponieważ stanął w jego obronie. Miała ochotę stąd uciec. A był taki śliczny dzień! Cholera jasna, że też nudziło się jej w dormitorium!
- Gabriel, opanuj się! - krzyknęła, podchodząc do niego i łapiąc go za ramię. - A właśnie, że nie będę siedzieć cicho! Chodzi ci o mnie, tak? Z łaski swojej przestań miotać zaklęciami na prawo i lewo!
Coś musiała zrobić, w końcu nie mogła stać bezczynnie i patrzeć, jak wszyscy trzej się tłuką. A właściwie o co poszło? O to, że Harvey chwycił ją w pasie? Boże...
- Tak, pytam się, o czym! - potwierdziła gniewnie, mocniej chwytając go za ramię. Niech spojrzy w jej oczy. Niech zrozumie, że nic się nie stało. Niech się uspokoi... - Jak chcesz ze mną porozmawiać, to się uspokój, bo znowu zaszyję się w dormitorium!
Tupnęła nogą niczym mała dziewczynka, której zabrano cukierki. Chociaż... zamiast cukierków, odebrano jej święty spokój i ciszę. Gdzie tu sprawiedliwość?
- Cholera! - krzyknęła, gdy Gabriel rzucił zaklęciem w stronę Krukona. Spojrzała na niego z wyrzutem. - Dlaczego to zrobiłeś?!
Oby nic się nikomu nie stało, bo potem będą mieli szlaban. Wszyscy. W przeciągu tygodnia dwa szlabany... pięknie!
Cassandra Hayes
Cassandra Hayes
Administrator

Liczba postów : 319
Czystość krwi : 3/4
Skąd : Londyn

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Humphrey Pomphrey Pią 29 Cze - 22:46

Humphrey skulił się łkając cichutko w kącie. Był przerażony i załamany. Chciał dobrze, chciał przecież dobrze! Dlaczego ten chłopak chce go skrzywdzić.
Zauważył, że Gabriel rzucił się na Michaela. Dziewczyna próbowała go opanować. Humphrey stwierdził, że nie będzie siedział bezczynnie, kiedy ktoś atakuje jego kolegę, tym bardziej, że chłopak mógł jeszcze skrzywdzić Cassandrę, a Humphrey ją lubił.
Zagotowało się w nim, skierował różdżkę w jego kierunku.
- Expelliarmus! - Krzyknął. Był dobry w rzucaniu zaklęć, ale bardzo roztrzęsiony. Sam się zdziwił swojej reakcji, ale nie chciał, żeby komuś stała się krzywda, a o tym gryfonie chodziły różne plotki.
Humphrey Pomphrey
Humphrey Pomphrey
Uczeń

Liczba postów : 65
Czystość krwi : mugolska
Skąd : Plymouth

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Mistrz Gry Pią 29 Cze - 22:46

The member 'Humphrey Pomphrey' has done the following action : Dices roll

'Kostka' :
Balkony - Page 2 25849y1 Balkony - Page 2 2rwxkw6
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 3066

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Michael Irving Pią 29 Cze - 22:55

- Cholera, co tu jest grane? - mruknął do siebie, oglądając całe to wydarzenie. Gryfon widocznie był w furii. Nie mógł opanować swoich słów, emocji, a nawet czynów. Najgorsze było to, że znał z całej trójki tylko Puchona. Na dodatek, Gabriel wydawał się nieobliczalny, co mogło być fatalne w skutkach. Tak też się stało. Nieudane próby złagodzenia konfliktu przez Cassandrę i rozpaczliwe błaganie Humphreya nic nie pomogły. Smith ze wściekłością rzucił w stronę Michaela zaklęcie ofensywne. Co mu pozostało, jak się bronić? Machnął błyskawicznie różdżką i syknąwszy "Protego", wytworzył małą i mało skuteczną barierę ochronną :
- Akurat teraz mi to się nie udało? - powiedział do siebie z gniewem, gdy czerwona smuga przebiła tarczę i trafiła prosto w biodro Krukona. Ten padł boleśnie na ziemię, waląc głową w ścianę. Nie wiedział kompletnie co zrobić, tym bardziej, że Gryfon był widocznie zwinniejszy i szybszy. Trzymał jednak różdżkę mocno w dłoni. Chciał zobaczyć, jak dalej to się potoczy.


Ostatnio zmieniony przez Michael Irving dnia Pią 29 Cze - 22:59, w całości zmieniany 1 raz
Michael Irving
Michael Irving
Uczeń

Liczba postów : 44
Czystość krwi : Półkrwi
Skąd : Great Yarmouth, England

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Mistrz Gry Pią 29 Cze - 22:55

The member 'Michael Irving' has done the following action : Dices roll

'Kostka' :
Balkony - Page 2 Chw9h Balkony - Page 2 Chw9h
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 3066

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Gabriel Smith Pią 29 Cze - 23:06

Zaklęcie Gabriela ugodziło krukona w pierś i pozbawiło go przytomności. Nad uchem chłopaka przeleciał z kolei czerwony strumień zaklęcia rzuconego przez Humphreya, Gabriel odwrócił się w jego stronę i wycelował. - Nawet nie próbuj! A teraz spieprzaj stąd gnojku! - Odwrócił się do Michaela. Nachylił się i wyciągnął różdżkę z jego dłoni. Spojrzał na Cassie. - Przepraszam, naprawdę chciałbym być z Tobą sam na sam, ale musi się plątać pod nogami taka hołota! - Był wzburzony. Dlaczego teraz, kiedy pierwszy raz od tak długiego czasu spotyka Cassie, nagle musi się przyplątać tysiąc ludzi i uniemożliwić mu rozmowę. Pytania, które go dręczyły stały się jak ciernie. Męczyły go straszliwie od tylu dni, budując w nim wściekłość. Dziś wybuchł. Poczuł jej dotyk i jego serce o mało nie wyrwało się z klatki. Waliło już przecież i tak szybko. Agresja, którą teraz wyładował zaczęła opadać.
- Muszę z Tobą porozmawiać. W cztery oczy! - Powiedział patrząc na nią pustym wzrokiem. Delikatnie odepchnął ją od siebie, czując jak jej ciepło zanika. Cholera - uwielbiał ją, ale nie miała nad nim kontroli.
Gabriel Smith
Gabriel Smith
Uczeń

Liczba postów : 623
Czystość krwi : czysta
Skąd : Romsey, Hampshire

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Humphrey Pomphrey Pią 29 Cze - 23:10

Humphrey wziął nogi za pas. Nie czekał nawet długo. Tylko tyle, że postanowił pomóc Michaelowi. - Renevate! - Szepnął, negując tym samym działanie drętwoty. Spróbował się wymknąć bokiem i o dziwo nikt go nie zatrzymał. Przeszedł na czworaka za chłopakiem i dziewczyną. Oczy miał pełne łez. Przestąpił nad leżącym Michaelem i wymknął się z tego miejsca. Nie wiadomo co jeszcze może się tam wydarzyć... Szczególnie teraz, gdy Michael odzyskał przytomność!
Humphrey zbiegł po schodach i musiał zatrzymać się, żeby odsapnąć. Szybkim krokiem ruszył na dół, oglądając się nerwowo przez ramię. Miał nadzieję, że nikt za nim nie pobiegł. Miał też nadzieję, że już nie będzie miał do czynienia z tym całym Gabrielem...
Humphrey Pomphrey
Humphrey Pomphrey
Uczeń

Liczba postów : 65
Czystość krwi : mugolska
Skąd : Plymouth

Powrót do góry Go down

Balkony - Page 2 Empty Re: Balkony

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach