Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Blaze Yeats

Go down

Blaze Yeats Empty Blaze Yeats

Pisanie by Blaze Yeats Czw 30 Sie - 19:57

1. Imię/imiona: Blaze
2. Nazwisko: Yeats
3. Data urodzenia: 13 II 1966
4. Miejsce zamieszkania: Exeter, Devon
5. Rok nauki: VII
6. Czystość krwi: półkrwi
7. Status: przeciętny
8. Przedmioty: zaklęcia, transmutacja, opcm, eliksiry, zielarstwo, starożytne runy, mugoloznawstwo
9. Opis charakteru:
Siada obok Ciebie, przy stoliku, z uśmiechem na twarzy. Szczerym i pogodnym. Takim, który zdobi twarze ludzi radosnych. Zaczyna swobodną rozmowę. Dużo gestykuluje. Chociaż zdaje Ci się, że dużo mówi, to tak naprawdę on ciągle zadaje pytania: "no i co dalej?", "jak to się skończyło?". Łapiesz się na tym, że zaczynasz go lubić, nawet jeśli wcześniej nigdy nie było okazji zamienić z nim choćby jednego słowa. Dosiadł się sam. Dobrze wiesz, że on lubi towarzystwo i nie ma społecznych oporów, a ludzie zdają się go lubić. Co chwila z kimś się wita, patrząc na Ciebie przepraszająco.
Potem już zaczynasz mimowolnie go obserwować. Widzisz, jak zgłasza się na lekcjach. Nie dość często, żeby uznać go za zdolniachę, ale nie dość rzadko, żeby stwierdzić, że nie wie właściwie nic. Jego wypowiedzi są lakoniczne, może niezbyt profesjonalne, ale celne. Słychać, że nie są kolejnymi zerżniętymi cytatami z podręcznika. Czasem nie ma zadania domowego, czasem nie bywa na lekcjach - jak każdy chyba w Hogwarcie.
Widzisz jak kumple rozmawiają z nim podekscytowani, gdy pokazuje im zawartość jakiegoś pudełka. Sama podchodzisz i nagle ogarnia was gryzący, zielony opar. Wszyscy po chwili śmieją się do rozpuku. Blaze dość zmieszany rozgląda się dookoła, po czym przyłącza się do ogólnej radości. Wszyscy w zasięgu dziwnego dymu zrobili się błękitni na twarzach. Dowcipniś?
Nie. Kilka miesięcy później już wiesz, że on po prostu lubi BAWIĆ się magią. Lubi eksperymentować i sprawia mu to przyjemność. Nie bawi się w jakieś sztuczki rodem z Zonka, ale ciągle tworzy magiczne wywary nieznanego zastosowania, czy przedmioty codziennego użytku, które okazują się całkowicie zbędne, jak na przykład gryzący portfel, który gryzie również właściciela, czy spodnie, które nie dają się założyć, dopóki nie wypowie się hasła.
Znasz już go dość długo. Jego powierzchowność jest wszystkim z resztą znana: wesołek, dobry kumpel. Nikt by nie podejrzewał, że ten chłopak może mieć swoje zmartwienia. Nikt by nie podejrzewał, że może być poważny, że może stanowić materiał na przyjaciela.
Spotykasz go w bibliotece wieczorem. Zalegasz z pracą domową. Blaze siedzi gdzieś w kącie. Milczący, jakby obcy. Patrzy na Ciebie i uśmiecha się, ale w tym uśmiechu jest smutek.
Kilka chwil później udaje Ci się z niego wyciągnąć o co chodzi i z przerażeniem stwierdzasz, że świat nie jest taki piękny, jak Ci się zdawało. Nawet Yeats, ten sympatyczny chłopak, potrafi ronić łzy, potrafi się smucić i robi to, kiedy inni nie widzą. Zawsze ukrywa się za maską szczęśliwego chłopca, ale nie zawsze tak jest w istocie. Ciebie jednak zna już długo, więc Tobie nie boi się zaufać, nie boi się powiedzieć.
Następne dni są dla Ciebie dziwne - nie możesz przywyknąć do tego wszystkiego, ciężko patrzeć na Blaze'a, bo to wszystko wydaje Ci się sztuczne, nawet jeśli on już poradził sobie ze zmartwieniami i znów śmieje się szczerze. Umawiasz się z nim na osobności, w ustronnym miejscu. Tam następuje kłótnia. Yeats wymachuje rękoma, krzyczy. Ty z resztą też. Na koniec chce się pogodzić, przeprasza, ale Ty go odpychasz i odchodzisz.
Wściekłość rozpiera Cię od środka, więc wyładowujesz ją na chłopaku. Świadomie rozpowiadasz o waszej ostatniej rozmowie i kłótni. Obserwujesz jego reakcję.
Chłopak z dumą chodzi po szkole, nie uśmiecha się tak szeroko, jak dawniej, ale też nie załamuje się. Wygada się może komuś innemu. Do Ciebie nawet się nie odzywa, nie mści się, nie chce wyjaśnić sprawy, czy czynić wyrzutów. Robi Ci się w końcu żal, więc podchodzisz do niego, ale jego spojrzenie mówi wszystko. Spojrzenie pełne niewypowiedzianych słów i bólu.
Odchodzisz, zanim uwięzłe w gardle zdanie, zdąży przez nie przejść. Już nigdy więcej nie wymieniacie nawet jednego słowa, ani jednego spojrzenia. Wszystko wraca do normalności.
10. Opis wyglądu:
Hmmm... Mam metr osiemdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Myślę, że to sporo. Wydłuża mnie dodatkowo szczupła sylwetka. W ogóle... wstyd się przyznać, ale jestem chudy. Zawsze liczyłem na to, że jakimś cudem nabiorę trochę masy i będę bardziej postawny, ale cóż - tak już zostało. Ważę więc sześćdziesiąt osiem kilo i to jest naprawdę niewiele. Mam brązowe włosy. Ciemnobrązowe. Taki... niedorobiony czarny, jak ja to mówię. Są też trochę dłuższe niż zazwyczaj się widzi u faceta. Kontrastuje on z moją jasną karnacją i nielicznymi piegami pod oczyma i u nasady nosa. Szczerze ich nie lubię. Uważam, że u dziewczyny takowe są cudne, ale matka natura naprawdę nie musiała karać nimi faceta! Moje oczy są w trudnym do określenia kolorze. Po wielu dyskusjach na ten temat postanowiłem, że są szare. Nie dlatego, że są takie w istocie, ale tak jest łatwiej. W rzeczywistości są jakby stalowe, z przebłyskiem błękitu i kilkoma zielonymi plamkami, które widziały tylko dziewczyny, które całowały mnie bez zamykania oczu. No i może moja matka. Czyli w sumie niewiele osób... Jeśli chodzi o nos, o którym wcześniej już wspomniałem, to niczym się nie wyróżnia. Podobnie jak cienkie usta, które bardziej wyglądają, jak rozcięcie na twarzy. Uszu nie widać spod włosów. Nie wiem, czy to dobrze, ale też raczej niczym się nie wyróżniają.
No i nie powiedziałem wam o najbardziej charakterystycznej cesze. Jako że dość dużo kombinuję z magią, to oczywiście magiczne wypadki, to dla mnie żadna nowość. Kiedyś jednak moja ciekawość zaciągnęła mnie na Aleję Śmiertelnego Nokturnu. Nie chcę się wgłębiać w szczegóły. Grunt, że oblałem się czymś dziwnym. Na lewej ręce mam blizny jak po poparzeniach, chociaż jeszcze do niedawna cała moja ręka była czarna jak noc. Na szczęście w Mungu choć trochę to naprawili.
Nie ubieram się w jakiś wyróżniający sposób. Z resztą - nie stać mnie na ekstrawagancję, a staram się być oszczędny. Oczywiście staram się wyglądać schludnie i czysto, ale często moje ubrania noszą ślady po eksperymentach - jakieś drobne przebarwienia, czy wypalenia. No jeśli miałbym iść na egzamin, czy randkę, to znajdę coś ładniejszego i nie zniszczonego, ale zwykle nawet moje najlepsze ciuchy są w pewnym stopniu zniszczone.
11. Rodzina:
Więc tak: trzeba tu po kolei. Wychowuję się w dużej rodzinie. Oboje moich rodziców, to czarodzieje półkrwi. Mieszkamy razem z siostrą mojej mamy, której mąż działał w Zakonie i zginął w walce z Sami Wiecie Kim, osierocił tym samym dwójkę moich kuzynów. Mieszka z nami jeszcze dziadek od strony ojca, a kilka domów dalej - dziadek z babcią. Reszta rodziny rozpierzchła się po świecie i raczej nie znam ich za dobrze.
Ralph Yeats - mój dziadek od strony ojca. Babcia nie żyła już na długo przed moimi narodzinami. Dziadek trochę podupadł na zdrowiu, ale wciąż rozpiera go energia. To chyba po nim odziedziczyłem pozytywne podejście do życia.
Milicentra Castello - babcia od strony matki, która zwykle niewiele mówi. Jest już bardzo stara i raczej nie lubię jej za bardzo, bo jest bardzo szorstka i staroświecka.
Vincent Castello - ojciec mojej matki. Jeszcze starszy od babci. Słabo mówi, jeszcze gorzej słyszy. Wiek widocznie go przygniótł. Babcia i rodzice się nim zajmują.
Amanda Hayes - siostra mojej matki. Od czasu, gdy straciła męża, stała się małomówna i raczej smutna. Nie popiera już Zakonu, pała nienawiścią do Śmierciożerców. Najchętniej dokonałaby zemsty, ale bardziej martwi się o swoje dzieci.
Gordon Yeats - mój ojciec. Zawsze wesoły i pogodny mężczyzna około czterdziestki, który pracuje w Ministerstwie Magii przy jakichś niewłaściwych zastosowaniach czarów... nigdy mnie jego praca nie interesowała. Co prawda nazwa urzędu brzmi fajnie, ale ojciec zajmuje się tam głównie wypełnianiem papierków.
Amelia Yeats - moja matka. Choć zwykle wesoła, to ciągle zapracowana i potrafi wybuchnąć. Przeżywa śmierć wujka równie mocno, co jej siostra. Chyba jej najbardziej udziela się ten smutny nastrój, jakby pogrzeb był co najwyżej wczoraj, mimo że minęło już parę lat. Tak czy inaczej jest strasznie kochaną i dobrą kobietą.
Robert Gordon Yeats - mój młodszy brak, który w tym roku skończył piętnaście lat. Jest trochę inny niż ja i chociaż lubimy się, to spędzamy mało czasu razem. Jest krukonem.
Angel Yeats - siostrzyczka... ta najgorsza z najgorszych. Ma szesnaście lat i niewyparzoną gębę, a z anioła posiada tylko imię. No może w sumie wygląd, chociaż mnie ciężko oceniać ją w tych kategoriach. Chociaż często się kłócimy i wciąż uważam ją za bachora, to kocham ją nad życie i nie pozwoliłbym jej skrzywdzić za żadne skarby!
Elisabeth Hayes - moja kuzynka. Cicha i strasznie spokojna. Nigdy nic nie zrobiła z własnej woli. Raczej woli zdać się na wybory innych ludzi. Głupie to, ale cóż... Ma obecnie trzynaście lat, ale jest charłakiem, więc nie uczęszcza do Hogwartu.
Christopher Hayes - kuzyn. Wredny gnojek. Szczerze go nie lubię. Zawsze lubił wkurzać ludzi. Wylądował w Slytherinie i jest naprawdę stereotypowym ślizgonem. Ma dwanaście lat i boję się pomyśleć co z niego będzie, jak będzie w moim wieku.
12. Historia postaci: Jeny... co tu dużo mówić? Wiecie jak to jest: zależy CO uważacie za ważne wydarzenia historyczne? Jeśli macie na myśli jakieś wielkie przełomy, potężne zmiany, które zaowocowały chęcią zemsty, to muszę was rozczarować. Jeśli zaś jakieś codzienne, dziwne wydarzenia uznajecie za warte uwagi i wspomnienia, to ja was muszę znów rozczarować: tego jest tak dużo, że nie jestem w stanie tego opisać. Ale okej... Skoro tak bardzo chcecie, to opowiem wam pewną historię. To było jakieś dwa lata temu...
...Gorąco. To było moje pierwsze spostrzeżenie. Było cholernie wręcz gorąco. Rozejrzałem się nerwowo dookoła. Wszędzie przy stolikach siedziały zakochane parki, trzymając się za rączki i szepczące sobie miłe słówka. Naprzeciwko mnie: ONA. Veronica Clearwater. Uśmiechnięta, promieniejąca, wpatrzona we mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczyma. Rozpływałem się pod tym spojrzeniem zaledwie dwa dni temu. Jeszcze wtedy nie przeczuwałem, że na dnie mojego żołądka obudzi się smok, który zwoła wszelkie chłopstwo i postanowi rozpocząć rewolucję. Zdecydowanie wolał ją, kiedy nosiła spodnie i bluzę. W tej sukience wyglądała za słodko i jakoś tak nienaturalnie. Uśmiechnąłem się, chociaż z moich płuc chciał wydobyć się jęk, a oczy błyszczały z przerażenia. Kiedy złapała mnie za rękę? Tego nie pamiętam do dziś. Zorientowałem się po chwili. Zacisnąłem szczęki i wszystkie mięśnie. Pociłem się oczywiście jak świnia, a ta pieprzona szata wyjściowa uwierała mnie WSZĘDZIE, począwszy od krocza, a skończywszy na ramionach. Niech was wszystkich szlag jasny trafi! Modnisie pieprzeni! To wszystko wina moich kumpli. Oni władowali mnie w tą kabałę. Powiedzieli, że ona czeka na zaproszenie, potem kazali mi się wystroić. Wszystko byłoby okej, a teraz niechybnie zbliżała się katastrofa. Sposępniałem. Wtedy właśnie poczułem jej dłoń na wewnętrznej stronie swojego uda i nie mogłem opanować ekhem... naturalnych instynktów, nad którymi władzy po prostu nie miałem. Przerażenie urosło we mnie do rozmiarów prawdziwego smoka. Rewolucja trwała. Coś do mnie mówiła, a ja coś odpowiadałem.
Pół godziny później z kawiarni wybiegła dziewczyna. Czerwona na twarzy i zapłakana. Za nią wybiegł chłopak. Jeszcze bardziej czerwony. Próbował wołać jej imię, ale nic z tego - już nie wróciła. I już nigdy jej nie spotkał. Tym chłopakiem oczywiście nie byłem ja. Haha! Ja wyszedłem parę minut później. Na moim ramieniu uwieszona była Veronica. Obśliniła mi całe usta. Dziwne uczucie to całowanie... Mimo wszystko nie byliśmy ze sobą za długo.
Tadam! Koniec opowieści. Mógłbym naprawdę wiele wam mówić o moich przeżyciach, ale serio: to nie ma sensu. Sami musicie się przekonać jaki jestem. Więc... do zobaczenia gdzieś na korytarzu!

Blaze Yeats
Blaze Yeats
Dorosły

Liczba postów : 71
Czystość krwi : półkrwi
Skąd : Exeter, Devon

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach