bytując w samotności

Megalomania, połączona z introwertyzmem. Jedenaście lat egzystencji pośród wyłącznie arystokracji. On nienawidzi konwenansów. Przedziera się przez nie, choć one go osaczają ze wszystkich stron. Demony przeszłości, tworzą się nieustannie. Eddie próbuje zapomnieć. Nieusilnie próbuje zapomnieć. Duma otacza go z każdej strony. Nie cierpi ludzi. Zachowują się jak zwierzęta, rozprawiają o trywialnych sprawach. Nic nie wiedzą o nim, oceniając go na każdym kroku. On nie jest typowym Hoytenberry'm. On nienawidzi ludzi z reguły. Pochodzenie czy majątek nie są dlań rzeczami ważnymi. Musisz także wiedzieć, że trudno jest w nim pozornie znaleźć dobro w krystalicznej postaci. Trudno. Jedyną personą przed którą się trwoży jest jego dziadek. On ma nad nim władzę. Pełnie władzy. Nie potrafi się mu przeciwstawić. Ni odrobinę.

Poszukuję. Czegóż? Wszystkiego. Dawnych gorących romansów, i tych mniej płomiennych. Person, które skrzywdził, pragnących zemsty. Jednej zaufanej osoby. Jednej. Płci męskiej najlepiej oraz w wieku Edwarda. Innych rzeczy, przychodzących wam na myśl. Lubię ciekawe koncepcję. Nie chcę jednak proszę mnie tu gdzieś wpisać. Listy prowadzić raczej nie będę dokładnej. Pozytywni, neutralni, negatywni.

Idealne wyzwanie dla Elle. Pozwala wyzywać się na niej emocjonalnie, by odnaleźć dobro w człowieku. No i nie ocenia, po prostu słucha. Zrób z tym, co chcesz.

Łączy ich indywidualizm i niechęć do rodzaju ludzkiego. Poczucie wyższości nad innymi ludźmi, życie w przeświadczeniu, że to właśnie oni są najważniejsi, jedyni mądrzy, a cała reszta świata nie ma bladego pojęcia o ich geniuszu.
Co więc z tego? Raczej... starcia. Śpią w jednym dormitorium, ale darzą się niechęcią. W końcu NAJWAŻNIEJSZY oznacza JEDYNY. Skoro żaden z nich nie chce odpuścić, to raczej ich relacje nie są najlepsze... Częste konflikty, próby udowodnienia, który z nich jest tak naprawdę bardziej wyjątkowy. Zawsze! Taka... walka, wojna. Nie na słowa, nie na zaklęcia, ani pięści. Wojna na czyny. Trzeba wszak udowodnić drugiej stronie, że to ja mam rację. Pokazać to. Z tego powodu ich spotkania są najczęściej męczące dla obu stron; popełniają głupstwa, żeby sobie zaimponować, a potem muszą je odkręcać. To tylko pogłębia niechęć. Z drugiej strony gdzieś w duchu rozumieją się nawzajem i czują, że mogliby być sojusznikami, przyjaciółmi. Dla Gabriela liczy się też czystość krwi Edwarda i jego status społeczny. Czy kiedyś jednak uścisną sobie ręce, wreszcie przyznając, że są sobie równi?

Taka moja koncepcyja ; ].

Więc ja mam pewny pomysł
Cathrine pała nienawiścią do wszystkich Gryfonów, ale Edward może mieć jeszcze gorzej. Chłopak wpadnie w oko Charms, a ta starając się to ukryć będzie go traktować jak wroga (lecz bez przesady) Fajną wspólną cechą jest to, że oboje nie lubią kłamstwa Może ty tez masz jakiś pomysł? ;P