Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Josh Kaltmann

Go down

Josh Kaltmann Empty Josh Kaltmann

Pisanie by Josh Kaltmann Wto 26 Cze - 18:52

1. Imię: Josh
2. Nazwisko: Kaltmann
3. Data urodzenia: 22.03.1967
4. Miejsce zamieszkania: Aberdeen
5. Rok nauki: VI
6. Czystość krwi: Czysta
7. Status: Przeciętny
8. Przedmioty: Obrona przed czarną magią, numerologia, transmutacja, eliksiry, zaklęcia, starożytne runy, zielarstwo.

9. Opis charakteru: Jeszcze się zdziwisz, jeszcze się przerazisz i jeszcze spróbujesz kwestionować. Jest taki inny, taki dziwny, taki odmienny. Z pewnością nie jest normalny, ale czy każdy powinien być? Nie należy do grona wyjątkowych; niedostępność, małomówność, wyniosłość – to nie on, on taki nie jest, brzydzi się tym całym tłumem, zlepkiem ludzi myślących o sobie, jak o jedynych stworzeniach na świecie. Jest inteligentny, wcale nie cholernie, ale diabelsko. Tylko, że tego nie wykorzystuje, bo to, a bo tamto. Lenistwo skutecznie zwalcza każdą chęć działa, a pomysłów wcale mu nie brakuje. Czasami egoistyczny, bo kiedy przychodzi, co do czego, to woli bronić własnego tyłka, niż jeszcze paru innych, jakiś obcych. Ludzie są mu potrzebni wyłącznie do rozrywki, do rozwoju, nie zaś aby było lepiej, przyjemniej, weselej. Nie ufa im, chociaż z pewnością chciałby, żeby zrobili cokolwiek, aby to zmienić. Ciągle łapie się na zbyt dużej naiwności, ciągle marzy i gubi się we własnych myślach, jednakże nigdy nie możesz powiedzieć, że cię nie słuchał – potrafi się wyłączyć z rozmowy, no chyba, że jest interesująca, to wtedy gotowy przesiedzieć i całą noc i wsłuchiwać się w opowiastki, które chłonąć będzie jeszcze długo po skończeniu spotkania. Nie można nazwać go nieśmiałym, nie można też mówić przy nim o nadmiernej odwadze, bo nigdy takiej w sobie nie odnalazł. Żaden z niego popularny łamacz serc, żaden wielki romantyk. To nie jego klimaty, nie umie kłamać, chociaż wyobraźnie ma przeogromną. Uwielbia natomiast, kiedy ktoś się stara, kiedy komuś zależy; wtedy sam się nakręca, sam czegoś chce, pragnie i musi to mieć. Nie umie czekać, nie umie milczeć, nie mówi znowu tak wiele, a oprócz tego dość często się śmieje. Przywiązany do wielu czynności, których odkrycie uznał za największy ewenement: biega, tańczy, gra na gitarze, słucha głośnej i niepoprawnej muzyki, przeklina śmiało, gestykuluje. Uparty z wieloma zasadami, których może byś się po nim nie spodziewał. Kurczowo trzyma się własnej wersji wydarzeń, ale nie boi się zmieniać poglądów, bo przecież tylko gumochłon ich nie zmienia. Nie toleruje głupoty, przesady czy zachłanności, ale i tak postawi na swoim.

10. Opis wyglądu: Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Josh ma wiele, ale wciąż za mało.
Przesadnie wystający kręgosłup, obojczyki i żebra, wklęsły brzuch, lecz umięśniony, długie palce, wytatuowany i nie specjalnie wysoki. Jego włosy nie są już włosami – to sztuka próbująca zachować pozory zwyczajnej fryzury, dostosowanej do nieustannego grzebania w niej rękoma, spinania, lakierowania, ozdabiania i farbowania. Jego ciało jest świątynią spełnienia i najskrytszych pragnień, do realizacji, których dążył przez wiele lat. Nie grzeszy urodą, nie powala na kolana, nie odbiera tchu w piersiach mijających go kobiet, ale sprawia, że nie można oderwać od niego wzroku. Nauczył się poruszać z gracją nie tracąc przy tym wrodzonej męskości. Jest skrajnie pociągający, trochę interesujący, na pewno nie odpycha. Może nie jest chodzącym brzydkim kaczątkiem, jednak brakuje mu sporo do osiągnięcia ideału i pewnie jeszcze długo nie osiągnie zamierzonego efektu. Wyznaczył swoje przedramiona swoją wizytówką, wyczytać można z nich każde przeżycie, istotny fragment życia, który zapadł głęboko w jego pamięci. Kolorami nie gardzi, ma ich całą masę, kufer ciężko zamknąć, kiedy wysypują się z niego krawaty, szelki i kamizelki, spodnie i koszule. Dużo koszul, bo je uwielbia. Powyciągane swetry wcale nie służą ukryciu niedoskonałości, bo Josh śmiało pokazuje, że natura nie zawsze potrafi docenić, to, co stworzyła. Zadbany, elegancki, ładnie pachnący, zwłaszcza w okolicach nadgarstków i szyi. Zawsze czysty i w pełni przygotowany, choć w tym chaosie, w którym się prezentuje nie można być tak przekonanym, że wystarczą mu zaledwie trzy minuty na ogarnięcie całości. Uśmiech podkreśla zaróżowione usta, wczorajszy zarost zaskakująco mu pasuje. Niebieskie oczy i brylantowy kolczyk w uchu. W prawym, aczkolwiek czasami można zauważyć go w lewym. Zmienia strony, nie toleruje stagnacji.

11. Rodzina: Co nas kręci, co nas podnieca.
Kaltmannów zdecydowanie ani nie kręci ani nie podnieca to, co według wieloletnich zaprzyjaźnionych rodów, podniecać powinno. Już dawno dali sobie spokój z nawlekaniem kolejnych fragmentów nitki na zbyt starą igłę i postanowili wyjść na spotkanie światu, który, pomimo że nie rozwijał się w kierunku, o którym większość ludzi ich pokroju marzyła, to jednak zachwycał swoimi urokami i każdego kolejnego dnia zaskakiwał coraz bardziej. Być może kiedyś pożałują swojej decyzji i będą starali się na wszelkie możliwe sposoby wślizgnąć tam, gdzie ich prawdziwe miejsce, lecz jak na razie czas działał jedynie na ich korzyść. Nie mieli ochoty z nim walczyć. Nie udało im się spełnić oczekiwań, mimo że wielu pokładało w nich nadzieje, mimo że nic nie wskazywało na to, aby kiedykolwiek mieli rezygnować z tego, co tak pieczołowicie budowały poprzednie pokolenia.
Tradycja! Konserwatyzm!
Te słowa nie mają już teraz większego znaczenia. Te słowa nie zasługują na to, aby zniechęcić, upokarzać, aby narzucać, czy zniewolić, lecz żeby dopieszczać to, co należało dopieścić już dawno. Cóż, w pewien sposób można powiedzieć, że Kaltmannowie przeobrazili rodzinne wartości, które wydawały im się zbyt śmieszne, aby mówić o nich swoim dzieciom, w coś, co za jakiś czas otrzyma taki sam status, jak to, co tak pieczołowicie starali się wymazać z kart pamięci. Skrajność goni skrajność, przesada pędzi za przesadą, drobne uzależnienia nie mają takiej mocy, aby poprowadzić ten dziwny orszak upodobań, a jednak znacząco wpływają na wszystko, co przyczyniło się do ukształtowania takiego obrazu rzeczywistości przez pryzmat, którego świat wydaje się znacznie lepszy. Kaltmannowie porzucili wszystko, aby zacząć na nowo. Pieniądze przestały odgrywać najważniejszą rolę. Aberdeen stanęło przed nimi otworem i nie pytało o nic. Przeszłość nie istniała.
W najmniejszym pokoju w stosunkowo niedużym domostwie zazwyczaj przesiaduje głowa rodziny. Czarne loki opadają na jej drobne ramiona, ale odrzuca je agresywnym ruchem, żeby zapobiec katastrofie. Nic nie może jej przeszkadzać, kiedy w jednej ręce trzyma pędzel, a w drugiej papierosa. Jej sztuka nie jest sztuką, ale codziennością. Swoimi obrazami przyzwyczaja ludzi do tego, co dzieje się od razu po ich narodzeniu, a do czego tak ciężko jest się im przyznać. Alice, to jej imię. Niska, szczupła, wystające kości. Czerwone paznokcie i czerwone usta, mocno podkreślone tuszem rzęsy, bardzo kobieca, wyśmienita tancerka i ulubienica mugolskich klubów, zawsze gotowa nauczyć swoje córki wszystkich manewrów przydatnych na parkiecie. Krystaliczna czystość.
George wchodzi spóźniony do domu. Ma na sobie ten sam krawat, co zeszłego ranka, ale na bladej twarzyczce błąka się pogodny uśmiech. Całuje swoją żonę na powitanie w wierzch dłoni, a jest to chyba jedyny zwyczaj, którego oboje trzymają się odkąd się tylko poznali. Ściąga znoszoną koszulę i czujesz, jak przechodzą cię dreszcze na widok wytatuowanego węża, owijającego się wokół klatki piersiowej. Coś mówi, a głos ma przyjemny, męski, odważny. Opowiada Alice o trudnej nocy, jaką miał na swojej zmianie w Muzeum Narodowym, a raczej o jej następstwach, gdyż do świtu znowu przesiedział w Dziurawym Kotle starając się napisać kolejną melodię. Nieskazitelna krew płynie w jego żyłach, jednak zamiast przeglądać najświeższe wiadomości Proroka Codziennego, George woli rzucić się na kanapę z dobrą książką, znalezioną jakiś czas temu w pokoju ulubionego syna. A dzieci ma pod dostatkiem.
Caroline, Natalie, Lois. Nie grzeszą urodą, natomiast intelektu zazdrości im nie jeden polityk. Kreatywne do bólu, zakochane w mugolskiej literaturze, całkowicie oddane historii magii. Łączą przyjemne z pożytecznym, uwielbiają się nawzajem. Ledwo co opuściły szkolne mury, a już planują podróż dookoła świata, byle jak najdalej, byle jak najniebezpieczniej. Z domu już się wyprowadziły, zerwały kilka zaręczyn. Są wolne i tylko raz na jakiś czas wracają do Aberdeen, aby przyjrzeć się jak ich młodsi bracia radzą sobie z tym, z czym one mogłyby sobie nie poradzić. Nathaniel odgania się od nich, niczym od much próbujących zagrozić jemu uporządkowanemu kawałkowi ziemi. Znalazł sobie bezpieczną przystań na strychu, do której wpada od razu po przyjeździe ze szkoły i znika. W jej czeluściach.
W Hogwarcie nie upolował sobie żadnego zakątka. Josh wcześniej poznał je wszystkie.

12. Historia postaci: Urodził się na początku pogranicza marca z kwietniem, a przecież w ogóle rodzić się nie miał i jeszcze do tego miał zabrać ze sobą na tamten świat jedną żywą duszę. Jego pojawienie się na świecie miało być ostatnim, co spotkałoby Alice, ostatnią szansą na przedłużenie rodu. Już pod koniec ciąży lekarze łapali się za głowy i ze współczuciem spoglądali na pięcioosobową rodzinę w niecierpliwości wyczekującą na dalszy rozwój sytuacji. Josh sobie z nich zakpił i na złość wszystkim zdecydował się opuścić bezpieczną matczyną skorupę, ale w najmniej pożądanym momencie. Marzec nie miał być jego miesiącem, to kwiecień uzurpował sobie do tego prawo. I nagle w najzimniejszy dzień miesiąca Alice zaczęła krzyczeć. Krzyczała ze strachu, nie z bólu. Osiem godzin, osiem godzin Josh próbował przecisnąć się i udowodnić, że od dzisiaj koniec z bezsensownymi przepowiedniami nieznających się na tym lekarzy. Udało mu się. Znowu dokonał niemożliwego i na dodatek nie tak długo później przestał być najmłodszym dzieckiem w domu.
Josh Kaltmann
Josh Kaltmann
Uczeń

Liczba postów : 88
Czystość krwi : Czysta
Skąd : Aberdeen

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach